
Największy problem służby mężczyzn.
Problem nr 1 służby dla mężczyzn .
Na Blog of Manly (Blog Męskiego) jest ciekawy post zatytułowany „Czy twoja Kompania Braci nie działa?” Autor, palacz cygar o imieniu Josh pisze, że kościół podchodzi do mężczyzn niejako z przeciwnej strony: Dominuje założenie, że można zamknąć tuzin facetów w jednym pokoju, nakarmić ich i – bum! – zakolegują się. A potem, jak już zaistnieje koleżeństwo, przetrwają wszystkie możliwe bitwy (w rzeczywistości żadnych nie ma – jeszcze do tego wrócimy), w jakich mogliby się znaleźć. Ale to tylko fasada. To nie jest prawdziwe. Nie można oczekiwać, że bliskość i kilka wspólnie dzielonych podstawowych przekonań zjednoczy grupę mężczyzn i przeobrazi w siłę gotową do boju. Tak to nie działa.
Więc jaki jest właściwy sposób podejścia do mężczyzn? Josh przypomina o głębokiej przyjaźni, jakiej mężczyźni doświadczają na polu walki, szczególnie jak to przedstawiono w serialu HBO „Kompania Braci”. Takie więzy tworzą się, kiedy mężczyźni dzielą razem strategiczne miejsca ataku, pisze Josh. I oskarża kościół o brak chęci do walki:
Kościół wie niewiele o wojnie. Rzucamy tylko na ten jakieś temat frazesy. Mówimy tłumowi znudzonych, wykastrowanych, miłych facetów, żeby założyli Bożą zbroję, obejrzeli Braveheart - Waleczne Serce, przyszli na cotygodniowe spotkanie Kompanii Braci przy śniadaniu z naleśnikami, ale nie wiemy zbyt wiele o wojnie. Nazywamy nasze codzienne obowiązki „polami bitew”, ale tak naprawdę w to nie wierzymy.
Dopóki Kościół nie jest gotów do walki - dopóki mężczyźni w kościele nie będę mieli w ich całym życiu tej napędzającej idei, która popycha ich do patrzenia wyzywająco w otwór lufy broni wroga - nie trać czasu z Kompanią Braci. To tylko nowa fantazyjna nazwa na tą samą, odgrzewaną stratę czasu, którą znamy z poprzednich pokoleń.
Blog Josha podnosi dwie podstawowe kwestie dotyczące chrześcijaństwa, z którymi nigdy się nie zmagałem:
Podstawowa Kwestia nr 1: Czy kościół powinien pomóc mężczyznom skupić się na nowej, wspólnej bitwie, czy powinien przede wszystkim pomóc im w walce w osobistych bitwach, z którymi już teraz się zmagają?
Innymi słowy: czy głównym celem chrześcijaństwa jest przekaz „Oto bitwa - idź i walcz”, czy też „Oto wsparcie w bitwie, którą już toczysz”.
Przez lata główne denominacje protestanckie i kościoły katolickie skupiały się przede wszystkim na tej pierwszej opcji. Większość kongregacji podkreśla dobre uczynki - pomaganie biednym, karmienie głodnych, itp.. Wskazują swoim członkom nową, zewnętrzną bitwę do wygrania – w tym samym czasie pozostawiając ich wewnętrzne życie samemu sobie.
Tymczasem kościoły ewangeliczne zwykle koncentrują się na wewnętrznej walce - boju o osobistą świętość i przemianę życia. W znacznie większym stopniu koncentrują się na już istniejących męskich polach bitewnych: małżeństwo, pokusy i przezwyciężanie grzechu. Kościoły ewangelikalne są krytykowane za kładzenie zbyt małego nacisku na walkę na zewnątrz i misję.
Więc można by pomyśleć, że te tradycyjne kościoły będą pełne mężczyzn, bo to tam „wszczynają bójki”, jak określa to Josh. Jednak większość tych kongregacji niezbyt radzi sobie z angażowaniem wśród mężczyzn - zwłaszcza młodszych. Tymczasem kościoły ewangeliczne, które z reguły są bardziej skoncentrowane na wnętrzu, mają o wiele więcej sukcesów w angażowaniu panów.
Żaden z tych modeli nie jest zbyt dobry w tworzeniu głębokiego koleżeństwa wśród mężczyzn.
Zadajmy to samo pytanie odnośnie służby wśród mężczyzn: czy służba ta powinna A) wychodzić na zewnątrz i „wszczynać bójki”, w których mężczyźni mogliby razem uczestniczyć, lub B) nauczać jak wygrywać bitwy, w których już biorą udział na co dzień?
Obecnie najwięcej służb dla mężczyzn koncentruje się na B). Większość programów jest zaprojektowana tak, by pomóc facetom przezwyciężyć swoje prywatne zmagania z pożądaniem, gniewem, zerwanymi relacjami, egoizmem, pychą, materializmem, itp.. Założeniem nowoczesnej służby dla mężczyzn jest to, że udane życie chrześcijańskie zależy od ich zwycięstwa w istniejących, osobistych bitwach.
Ale słabością takiego podejścia jest to, że jest osobiste. Podsunięcie mężczyźnie narzędzi do walki w codziennych indywidualnych potyczkach nie stworzy koleżeństwa – tak naprawdę wydaje się raczej zniechęcać do tworzenia braterstwa, chyba że istnieje silny nacisk na dzielenie się, mówienie prawdy i wzajemną odpowiedzialność przed innymi.
Jak więc stworzyć głębsze koleżeństwo wśród facetów? Josh ma rację twierdząc, że mężczyźni nie zaprzyjaźniają się przy dzieleniu się lekturą tych samych książek czy wspólnymi przekonaniami – oni tworzą więzi w czasie wspólnych doświadczeń, zwłaszcza takich, gdzie dużo się dzieje, a wynik działania jest stresująco niepewny. Braterstwo tworzy się na polach bitew, w drużynach sportowych, na długich polowaniach, nawet w bractwach studenckich. Presja wojny, konkurencji, przetrwania i wspólnego życia akademickiego może ukształtować silne więzi pomiędzy sercami mężczyzn.
Więzi potrzebują czasu, by się wytworzyć. Mężczyźni z Łatwej Kompanii żyli i walczyli razem przez lata. Sportowcy ćwiczą i grają razem miesiącami. Myśliwi idą w teren na tydzień lub więcej. Studiowanie Pisma Świętego raz w tygodniu przez 90 minut lub śniadanie z naleśnikiem nie zapewnią tej samej atmosfery.
Zwróć uwagę szczególnie na to: męskie więzi tworzą się, kiedy nie mają oni kontroli nad swoją sytuacją. Łatwa Kompania nie mogła kontrolować kul świszczących im nad głowami. Kluby sportowe nie mogą kontrolować wyniku meczów (lub decyzji trenera). Myśliwi nie mogą kontrolować działań zwierzyny, na którą polują.
Jezus nieustannie wytrącał swoich uczniów z kontroli. Celowo ich zaskakiwał, a nawet straszył, żeby zjednoczyli się w zgraną waleczną siłę.
Najlepszym sposobem, aby wytrącić mężczyzn z kontroli wraz z Jezusem jest krótka podróż misyjna - ale wysokie koszta są barierą dla wielu z nich. A braterstwo, które powstanie gdzieś za granicą może szybko zblednąć, kiedy wrócą do domu.
Kościół mormoński jest chyba najbliższy rozwiązania tego problemu. Mormoni oferują dwuletnią misję każdemu młodemu mężczyźnie w swoim kościele. Taka próba przywiązuje mężczyzn do kościoła i do siebie nawzajem. Czy to przypadek, że Mormoni są najszybciej rozwijającą się religią w USA?
Posyłanie facetów po to tylko, żeby wykonywali dobre uczynki jest niewystarczające - i niepraktyczne. Większość mężczyzn jest zmęczona i zajęta. Nie mają czasu ani energii na kolejne bitwy. Sugerowanie, żeby poszli i wywołali bójkę dając „świadectwa uliczne” lub służąc w kuchni dla ubogich dla większości facetów nie wchodzi w grę - chyba, że są na emeryturze.
I tu mamy Podstawową Kwestię nr 2:
Jak stworzyć takie programy służby dla mężczyzn, które pomogą im w bitwach, w których już walczą, jednocześnie tworząc pewne ciśnienie i dynamikę poza kontrolą, która stworzy więzi koleżeństwa?
Cóż, jeżeli to ja bym budował służbę dla mężczyzn od samego początku, zbudowałbym ją jako strukturę dwupoziomową:
1. Sesja ogólna dla wszystkich razem, skupiająca się na męskich wewnętrznych bojach.
2. Doświadczenie elitarne, taki Delta Force, dla bardzo zaangażowanych mężczyzn. Wymagające i rygorystyczne. Zabranie facetów w sytuacje poza ich kontrolą, które uczą duchowych prawd.
Co o tym sądzisz? Co jest celem chrześcijaństwa - skupić mężczyzn na nowych bitwach czy pomóc im wygrywać te, które już toczą? Tak, tak, wiem, że obydwa cele są ważne. Ale która jest ważniejsza? Od czego zacząć? Jak połączyć te dwa różne podejścia? Gdybym był lider służby dla mężczyzn w twoim kościele, czy przyłączyłbyś się do mojej drużyny Delta Force? Pozostaw komentarz poniżej, lub dołącz do rozmowy na mojej stronie na Facebooku.
P.S. Mój przyjaciel Herb Reese ma programu dla mężczyzn, który łączy walkę wewnętrzną i zewnętrzną w czasie jednego miesięcznego spotkania. Sprawdź jak to wygląda klikając tutaj.
link do oryginalnego artykułu: http://www.patheos.com/blogs/churchformen/2014/10/the-1-question-facing-mens-ministry/